Obecnej głowie państwa – charyzmatycznemu Mahmudowi Ahmadineżadowi ubiegania się o trzecią kadencję zabrania konstytucja. Z kolei spośród blisko 600 chętnych – Rada zarejestrowała:
– liberałów:
* Mohammada Rezę Arefa, w latach 2001–2005 wiceprezydenta Iranu, popieranego przez Moszarekat – reformistyczny Islamski Irański Front Udziału;
* Hassana Rouhani, sekretarza Najwyższej Narodowej Rady Bezpieczeństwa w latach 1989–2005, z centrowego Stowarzyszenia Duchownych-Kombatantów;
* Mohammada Garaziego, w latach 1989-97 ministra poczty,
– konserwatystów:
* Mohammada Bager Galibafa, od 2005 r. burmistrza Teheranu, uważanego za potencjalnego czarnego konia ze świeckiego, ale tradycjonalistycznego Islamskiego Stowarzyszenia Inżynierów,
* Golama Alego Haddad-Adela, w latach 2004–2008 przewodniczącego Madżlisu, z socjal-konserwatywne go i neo-fundamentalistycznego ruchu Isargaran (Towarzystwa Wyznawców Rewolucji Islamskiej), związanego z odchodzącym prezydentem Ahmadineżadem,
* Saida Dżaliliego, od 2007 r. sekretarza Najwyższej Narodowej Rady Bezpieczeństwa, popieranemu przez Front Stabilności Rewolucji Islamskiej – a po cichu także przez najwyższego przywódcę Alego Chamenei – co może przesądzić o wyniku wyborów na korzyść tego kandydata,
* Mosena Rezaeje, od 1997 r. sekretarza Rady Administracyjnej Systemu, popieranego przez Partię Modernizacji i Rozwoju,
* najbardziej chyba znanego poza granicami Persji spośród kandydatów – Alego Akbara Welajatiego, ministra spraw zagranicznych Iranu w latach 1981–1997 z najstarszej historycznej partii ajatollahów – Motalefeh, Islamskiej Partii Koalicyjnej.
Ostatnie sondaże, wykonane 1 czerwca przez dwa ośrodki – Ghatreh i Nazareakhar charakteryzują się sporym zróżnicowaniem, jednak zgadzają się odnośnie kolejności kandydatów. Ogólne badania charakteryzuje znaczna fluktuacja i zmiany na pozycjach 2–4. Liderem sondaży pozostaje jednak od kilku dni H. Rouhani, z wynikami 31,98–38,62%. Na drugim miejscu plasuje się M. B. Galibaf – 14,6–26,49%. Trzeci jest M. R. Aref – 20,86– 16,67% (jego też respondenci wskazują jako zwycięzcę pierwszej z serii debat kandydatów). S. Dżalili jest dopiero czwarty, z wynikami 13,84–12,13% (choć niektóre firmy badawcze u progu kampanii dawały mu nawet 40-procentowe poparcie, wyżej nawet niż M. R. Arefowi).
Sytuacja polityczna w Iranie – choć mowa jest o państwie teoretycznie skupiającym uwagę światowej opinii publicznej – jest słabo znana, a złożoność tamtejszego systemu władzy, jak i wewnętrzna różnorodność organizacyjna wymykają się schematom „islamskiej dyktatury”. Perska kampania prezydencka jest tymczasem pełnokrwista i obfituje w zwroty akcji. Irańscy wyborcy nie mniejszą wagę przykładają też do autoprezentacji kandydatów, zwłaszcza tej w trakcie debat na żywo. Oczywiście jednak nawet spór między reakcjonistami, umiarkowanymi konserwatystami i modernistami odbywa się w prawno-ideowych, a więc i wyznaniowych granicach, wytyczonych przez Straż Konstytucji, co oczywiście ma też swoje implikacje międzynarodowe. Tak zachowawcy, jak i liberałowie stoją wszak na gruncie poszanowania suwerenności Iranu, choć np. H. Rouhani – jako były negocjator w sprawie irańskiego programu atomowego z krajami „Szóstki” bywa traktowany jako polityk, który umiałby być może wyprowadzić Teheran z zagrożenia wojną ze strony koalicji amerykańsko-izraelskiej (co tłumaczy jego wysoką pozycję sondażową). Wskazywałoby to, że Persowie chcą zagłosować na bezpieczeństwo międzynarodowe bardziej, niż na którykolwiek z wewnątrzkrajowych punktów programowych, dzielących kandydatów. Nadal jednak w kampanii ostatniego – ani nawet pierwszego słowa nie powiedział najwyższy przywódca Ali Chamenei. Dopiero więc najbliższe dwa tygodnie pozwolą jasno ustalić oczywistego faworyta wyścigu.
Fot. www.watblog.com